poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Urząd pracy czy urząd bezrobocia?

Gdy kilka lat temu miałem przez chwilę styczność z urzędem pracy, nie były to miłe wspomnienia. Długie kolejki, bycie traktowanym jak pasożyt, spychologia od okienka do okienka. Brak szkoleń zgodnych z moimi kwalifikacjami, brak ofert pracy. Choć w zasadzie jedna oferta była - pełen etat w nowym sklepie, za jedyne 500 zł miesięcznie. Nie wiedziałem, że urząd pracy może z pełną świadomością wysłać bezrobotnego do pracodawcy łamiącego prawo. Wtedy przestałem się dziwić milionom rodaków wolących przebimbać na zasiłku od pierwszego do pierwszego - skoro nic nie robiąc mogą dostać prawie takie same pieniądze jak za uczciwą pracę 40 godzin tygodniowo. Kolejną ofertą, której nie mogłem odmówić, było stanowisko magazyniera. Oczywiście z moją branżą nie miało to nic wspólnego.

Od kilku miesięcy moja znajoma jest zarejestrowana w odpowiednim dla jej miejsca zamieszkania urzędzie pracy. Raz na dwa miesiące musi iść do urzędu, by zgłosić gotowość do podjęcia pracy i by usłyszeć, że nie ma dla niej żadnych ofert. Osoba z wyższym wykształceniem technicznym, znajomością dwóch języków obcych. Oczywiście w międzyczasie sama szuka zatrudnienia, łapie się wolontariatów, pyta o staże. Jednak co z tego, jeśli po uzgodnieniu z potencjalnym pracodawcą, że przyjąłby ją na staż płatny z urzędu pracy, urzędnicy informują, że państwo za staż nie zapłaci, bo nie ma pieniędzy i nie wiadomo, kiedy będą? Człowiek się cieszy, że uzgodnił z firmą płatny staż (w końcu trzeba z czegoś żyć), po którym firma deklaruje chęć zatrudnienia, a tu nagle zimny prysznic w urzędzie pracy.

Od lat się mówi, że urzędy pracy nie są od tego, żeby znaleźć ludziom pracę. Instytucja ta według zapewnień polityków ma podawać wędkę, dzięki której bezrobotny może złowić rybę, czyli znaleźć pracę. Tą wędką miały być porady zawodowe, szkolenia, płatne staże. Nie wiem, jak to jest w innych miastach, ale w kilkusettysięcznym mieście mojej znajomej urząd pracy gwarantuje jedynie ubezpieczenie, nic więcej. Jego zajęciem jest wyłącznie legalizacja bezrobocia. W jakiż sposób ma ruszyć gospodarka do przodu, jeśli władza centralna zmniejsza budżet na staże, szkolenia, czyli sposób na podniesienie kwalifikacji części bezrobotnych?

piątek, 26 kwietnia 2013

O sędziowaniu słów kilka

W środę Reus za oddanie strzału po gwizdku dostał kartkę, podczas gdy ten sam arbiter kilkanaście minut wcześniej na podobne zachowanie Ronaldo przymknął oko. 

Gdy zawodnik Realu wpadł w Lewandowskiego, bo ten mu stanął na drodze, Polak dostał żółtą kartkę. Dzień wcześniej Mueller miał podobną sytuację, z tym że w przeciwieństwie do Polaka Niemiec nie stanął na drodze Alby, tylko wbiegł w niego. Nie tylko nie dostał kartki, ale nie było też faulu wg sędziego, a Robben strzelił gola. 

Ramos z kolei to chyba jakiś krewny sędziego, bo na początku drugiej połowy powinien otrzymać drugą żółtą kartkę i wylecieć z boiska (w pierwszej połowie za faul na Lewandowskim bez piłki, w drugiej połowie za znokautowanie rywala). Tymczasem pierwszy kartonik obejrzał dopiero pod koniec meczu...

Wiem, że to dotyczy nie tylko sportu, ale irytujące jest, gdy przepisy swoje, a osoby wykonujące te przepisy (w tym przypadku sędziowie piłkarscy) swoje. Niezależnie od tego, komu się kibicuje, sędziowie błędnymi decyzjami psują widowisko, nierzadko wypaczając wynik spotkania. Zdarzają się sytuacje sporne, gdzie trudno stwierdzić, jaka decyzja byłaby słuszna. O takie przypadki pretensje do sędziów mają z reguły tylko przegrane zespoły czy ich kibice. Jednak dużo częściej mówi się o sytuacjach oczywistych, w których sędziowie nie mają żadnego argumentu na ich obronę.

Nie tak dawno w polskiej lidze uznana została bramka strzelona po tym, jak zawodnik asystujący przy bramce wyjechał chwilę wcześniej z piłką metr za linię końcową. Sędziowie tłumaczyli przeoczenie tego faktu tym, że sędzia bramkowy został wypchnięty przez zawodnika drużyny atakującej. Tyle że powtórki pokazują coś innego - jeśli sędzia się cofnął, to najwyżej o krok, a sytuację miał przed sobą, patrzył na zawodników i na piłkę. Może był rozkojarzony? UEFA wzbrania się przed wprowadzeniem testowanych już przez FIFA montowanych w bramkach czujników, które reagowałyby na przekroczenie przez piłkę linii bramkowej. Gdyby przed trzema laty takie czujniki były zamontowane na boiskach rozgrywanych w RPA mistrzostw świata, uznana zostałaby bramka Lamparda  na 2:2 (piłka odbiła się metr za linią w bramce i z powodu rotacji wróciła na boisko) i mecz wyglądałby zupełnie inaczej - Anglicy nie rzuciliby się do szaleńczego ataku, Niemcy nie mieliby świetnych okazji do kontry, a mecz nie zakończyłby się wynikiem 4:1 dla naszych sąsiadów.

Błędy się zdarzają, więc powinno władzom piłkarskim zależeć na tym, aby wspomóc pracę sędziów nowymi rozwiązaniami (dodatkowi sędziowie, czujniki w bramkach, korzystanie z zapisu wideo podczas meczu). Co jednak zrobić z sędziami, którzy nie pomylili się, tylko jawnie podejmują decyzje sprzeczne z przepisami? Czemu sędzia w jednym meczu raz pokaże kartkę, a drugi raz nie pokaże? Czemu raz odgwiżdże faul, a za drugim razem tego nie zrobi? Mówię o sytuacjach niemal identycznych (jak te opisane we wstępie).

Ostatnio oglądałem skróty jednej z kolejek ligi francuskiej. Aż trzech bramkarzy wyleciało z boiska za to, że w sytuacji sam na sam sfaulowali napastnika, który po minięciu bramkarza miałby już tylko bramkę przed sobą. Ostatnio w skrótach z ligi polskiej widziałem analogiczną sytuację, ale decyzja sędziego była sprzeczna z obowiązującymi przepisami - bramkarz zobaczył jedynie żółty kartonik. Czy sędziowie w ogóle są sprawdzani ze znajomości obowiązujących przepisów? Czy ktoś kontroluje jakość ich pracy?

No to zaczynamy!

Kilka dni temu mój znajomy spytał, czy piszę bloga, bo z zainteresowaniem czyta większość moich wpisów na facebooku. Nigdy nie myślałem o prowadzeniu takiego tworu internetowego, ale od kilku-kilkunastu miesięcy coraz częściej zdarza mi się komentować publicznie rzeczywistość. Kilka osób polubiło ideę powstania blogu z moimi wpisami, w związku z czym postanowiłem go dziś założyć.

Moje publikacje będą się tu ukazywać nieregularnie, bowiem nie mam czasu ani ochoty śledzić na bieżąco wszystkie dziedziny życia. Tematyka będzie różna - sport, polityka, film, ale mogę Wam obiecać, moi drodzy Czytelnicy, którzy tu w przyszłości zajrzycie, że będę starał się pisać obiektywnie, na ile to możliwe - bez narzucania własnego światopoglądu, przekonań religijnych czy sympatii politycznych. Postaram się komentować życie z perspektywy biernego obserwatora. Czy mi się to wszystko uda? Czas pokaże.

P.S.
Pozdrowienia dla Pawła za podsunięcie pomysłu z blogiem.