poniedziałek, 15 września 2014

Baltikon 2014 - relacja

W dniach 13-14 września 2014 roku w Sopocie odbył się konwent o nazwie Baltikon 2014. Organizatorami były Stowarzyszenie Edukacji bez Granic i gospodarz tej imprezy - Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej, przy współpracy z Gdańskim Klubem Fantastyki i sklepem Maginarium.pl. O godzinie 9:40 razem z moją partnerką życiową dotarliśmy na miejsce i ustawiliśmy się w liczącej ponad 200 osób kolejce. Choć z początku się na to nie zapowiadało, akredytacja przebiegła dość sprawnie. Nieregulaminowo umundurowany żołnierz armii niewiadomej wpuszczał co kilka minut po 10-15 osób do budynku uczelni. Organizatorzy co chwila pytali, czy w kolejce są jacyś twórcy atrakcji bądź gracze Counter Strike, bo dla nich było osobne wejście.

Po przekroczeniu progu budynku ustawiliśmy się w kilkuosobowej kolejce do ławki akredytacyjnej, gdzie następnie zostaliśmy wylegitymowani. Po potwierdzeniu naszych tożsamości i opłaceniu wejściówki otrzymaliśmy zielone opaski na nadgarstki. Co nas zaskoczyło, organizatorzy nie przygotowali dla uczestników żadnych identyfikatorów, za to otrzymaliśmy rachunki (takie prawdziwe) za opłacone 40 zł od osoby. O informator musiałem się upomnieć, gdyż czy to z powodu gapiostwa helpera, czy też w wyniku poleceń organizatorów takowego nie otrzymaliśmy. Razem z cienką książeczką dostaliśmy wydrukowaną na kartce formatu A3 tabelę z planem atrakcji.

Zawartość informatora była dla nas kolejnym zaskoczeniem. Podwójna okładka (błąd drukarski?), następnie spis treści i osoby odpowiedzialne za konwent, dalej regulamin konwentu, lista zaproszonych gości wraz z krótkim opisem, plan konwentu i mapka pokazująca drogę do sleep roomu znajdującego się w odległości kilkuset metrów od budynku uczelni. Koniec. Żadnych informacji o atrakcjach, które miały czekać na uczestników. Nie było również kontaktu do ochrony, służb medycznych czy organizatorów. Oczywiście czytający ten tekst organizatorzy mogą się bronić tym, że była wywieszona informacja o znajdujących się w dwóch miejscach opisach atrakcji, ale były to jedynie opisy większości atrakcji dwóch z pięciu bloków programowych. Kolejnym minusem było to, że mapy poszczególnych pięter zawierały nieaktualny rozkład pomieszczeń oraz pomieszczenia w żaden sposób niewspomniane w planie atrakcji.

Twórcy tegorocznego Baltikonu podobnie jak organizatorzy wielu podobnych imprez po prostu przepisali regulamin innego konwentu i nieznacznie go zmodyfikowali. Serio, jeszcze kilka tego typu imprez i przed otwarciem informatora będę w stanie wyrecytować regulamin. Niestety w tym przypadku jest to dość niedopracowana kopia, bowiem nie dość, że powiela błędy językowe i błędy formalne (np. zapisy niezgodne z prawem), to jeszcze niektóre punkty regulaminu zaprzeczają innym. Ponadto regulamin nie był dostosowany do realiów imprezy - według niego sleep room znajdował się poza terenem konwentu (może tak faktycznie było?). Jeden z powielanych w regulaminach kolejnych tego typu imprez punkt został sprowadzony do absurdu, bowiem zgodnie z punktem 24 w pewnym momencie powinienem rozpocząć kopulację (o tym później). Ale to nie wszystko! Zgodnie z ostatnim punktem regulaminu współorganizator i główny sponsor imprezy powinien zostać usunięty z konwentu. Chyba że stwierdzenie "Na terenie Baltikonu zabrania się..." nie dotyczy wyżej wymienionego podmiotu.

Punkty programowe zostały podzielone na 5 bloków tematycznych - mangowy, fantastyczny, naukowy, eSport i gier bez prądu. Przez 30 godzin konwentu uczestnicy mogli wybierać spośród blisko 170 paneli, konkursów, pokazów czy spotkań autorskich rozlokowanych w kilkunastu salach. Dodatkowo do dyspozycji były gry konsolowe, planszowe i karciane, a głodny lub spragniowy konwentowicz mógł się posilić w barze bądź w herbaciarni. Na korytarzach można było również kupić przypinki, kubki itp. na kilku stoiskach z mangowymi gadżetami.

W programie imprezy zainteresowało nas ponad 20 atrakcji, jednak część z nich się pokrywała czasowo z innymi, wobec czego wytypowaliśmy 13 z nich. Pierwsze odwiedzone przez nas prelekcje były prowadzone przez pracowników naukowych Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Dr J. Piotrowski wyjaśnił dość klarownie, czym jest i na jakie pytania odpowiada psychologia społeczna oraz czym jest fantastyka. Pokazał też, w jaki sposób obie dziedziny odpowiednio nauki i kultury mogą sobie wzajemnie pomóc. Młodzi pisarze-amatorzy mogli się na tym wykładzie nauczyć, jak tworzyć postacie i realia światów, by zainteresować potencjalnych czytelników. Dr Piotrowski przedstawił przykłady mechanizmów rządzących ludzkim umysłem.

Dr Radosław Sterczyński na wstępie poinformował nas, że prelekcja będzie miała inny temat niż ten, które był ujęty w programie imprezy. Choć powiadomił o tym organizatorów, ci nie zaktualizowali programu. Byłem w stanie go zrozumieć, bowiem sam tydzień przed konwentem wysłałem maila z zapytaniem do organizatorów i do dziś nie dostałem odpowiedzi. Krótko mówiąc wykładowca uczelni, w budynku której przebywaliśmy, pokazał nam metody pozwalające ćwiczyć naszą kreatywność.

Na kolejną atrakcję udaliśmy się do herbaciarni, gdzie za dnia na konwencie można było dość tanio kupić gorące napoje czy ciasto domowej roboty. Dwie młodo wyglądające pokojówki prowadziły panel zatytułowany "Droga herbaty - japońska ceremonia parzenia herbaty okiem Europejczyka z degustacją". Jedna z prowadzących miała pewne braki w przygotowaniu, podczas gdy druga opanowała materiał perfekcyjnie. W wielu momentach dały o sobie znać małe doświadczenie i wynikający z tego brak pewności siebie prelegentek, a przynajmniej w ten sposób próbuję sobie tłumaczyć problemy z technikami mówienia. Wychwyciłem też jedną sprzeczność pomiędzy tym, co mówiły prowadzące w dwóch różnych momentach panelu. Mimo powyższych potknięć prelekcja była ciekawie prowadzona i z zainteresowaniem słuchałem, czym jest matcha, jak powinna być poprawnie przyrządzona herbata, w jaki sposób ją podawać, a jak odbierać.

Grzegorz Szepaniak z Gdańskiego Klubu Fantastyki opisał pokrótce historię Anatomii Fantastyki i jej działalności (w tym publikacji). Idąc na ten panel nie miałem pojęcia, że chodzi o wydawnictwo zajmujące się publikacją dzieł krytyków literackich na różne tematy, nierzadko prac magisterskich czy doktoranckich. Wszystko oczywiście poświęcone pisarzom i nurtom w fantastyce. Mimo to z zainteresowaniem uczestniczyłem w dyskusji.

Kolejna atrakcja była dość ciekawym, dla mnie nowym doświadczeniem. Po 5 minutach od godziny planowanego rozpoczęcia do sali wszedł jeden z organizatorów i oznajmił, że prowadzący jeszcze nie dojechali, bo utknęli w korkach w Gdańsku. Mieli się pojawić po 15 minutach i tak też się stało. Troje członków Studia Verstalia miało poprowadzić atrakcję pod tytułem "Teatr post-apo". Przebrani w dość dziwne, wzięte rodem z gry "Fallout 3" stroje przez moment chodzili po sali szkolnej, jakby nie mieli pojęcia, co mają robić. Po chwili okazało się, że mieli przedstawić scenę, ale w sali szkolnej tego po prostu nie da się zrobić z uwagi na rekwizyty artystów-amatorów, które mogły spowodować szkody materialne. Prawdopodobnie zawiodło coś w komunikacji twórców atrakcji z organizatorami (już drugi tego przykład na 4 odwiedzone atrakcje). Gdy minęło pół godziny od pojawienia się aktorów, organizatorzy poprosili tych pierwszych o poprowadzenie atrakcji przed budynkiem szkolnym. Tam też po chwili udały się wszystkie osoby z sali. Aktorzy faktycznie odegrali jakąś scenkę trwającą może ze dwie minuty, po czym poszli w krzaki i tyle było zaplanowanej na dwie godziny atrakcji.

Taki rozwój wypadków pozwolił nam jednak zmienić plany i udać się na panel, z którego wcześniej zrezygnowaliśmy, jako że się zazębiał z wyżej wspomnianym przedstawieniem. Jedna z dziewcząt prowadzących wcześniej prelekcję o ceremonii parzenia herbaty tym razem w sposób niemal perfekcyjny przedstawiła wierzenia Japończyków, ich panteon bóstw, różne rodzaje duchów, upiorów i demonów, a także zwierząt, którym przypisywano nadnaturalne zdolności. Muszę przyznać, że w mojej 11-letniej karierze konwentowej może kilka razy widziałem tak dobrze przygotowany i poprowadzony panel, za co też młodej prowadzącej osobiście podziękowałem.

Niestety po tak świetnie zrobionym punkcie programowym przyszedł czas na zimny prysznic. Dwie kolejne atrakcje są doskonałymi przykładami, jak nie należy prowadzić atrakcji konwentowych. Na 5 minut przed startem panelu sala była pełna. Jednak prowadzący zapowiedział, że rozpocznie z dziesięciominutowym opóźnieniem. Jego wytłumaczenie tego stanu rzeczy było równie głupie co naiwne. W czasie tych 10 minut puszczał teledyski na youtube, zachowując się przy tym jak kretyn i myśląc, że kogokolwiek to bawi. Jan Kowalski* zaprezentował w dwie godziny skróconą historię początków anime w polskiej telewizji. W gruncie rzeczy polegało to na tym, że leciał według przygotowanej listy, omawiając dość lakonicznie jedynie wybrane pozycje i pokazując openingi do większości tytułów. Starałem się wyłapać, według jakiego klucza ułożył listę, ale mi się to nie udało. Dość losowo przeplatał anime emitowane u nas w latach 80-tych z tymi znanymi młodszym pokoleniom z Fox Kids czy z Jetixa. W jego zestawieniu zabrakło kilkunastu pozycji emitowanych na początku lat 90-tych w telewizji publicznej czy w kolejnych latach na antenie Polonii 1. Co więcej, opisując zarys fabularny niektórych pozycji popełniał rażące błędy rzeczowe (np. nazywając Ulyssesa Perseuszem, czy podając nieprawidłowy tytuł "Tajemnice Złotego Miasta"). Jednak najgorsze było to, że częściej wrzeszczał niż mówił, używając do tego wiele niecenzuralnych słów. Zacytuję tylko kilka z nich: "kurwa", "gówno", "rozjebie", "rozpierdolimy", "jebany". Siedząc w pierwszym rzędzie usłyszałem, jak któryś z uczestników nazwał prowadzącego burakiem i trudno się nie zgodzić z tą opinią.

Kolejną "perełką" był panel dyskusyjny "Czy nie jestem aby za stary na konwent i anime?". Pewnie Was w tym miejscu zaskoczę, ale atrakcji tej nie prowadził żaden z oldfagów - ci, przyciągnięci tematem dyskucji, w liczbie co najmniej kilku siedzieli na widowni. Panel prowadziła młodo wyglądająca kobieta o nicku Lucyfer. Po kilku minutach mogliśmy się dowiedzieć, że potencjalnie za stara Lucy ma w swoim dorobku, o zgrozo!, 4 lata konwentów! Tak, jej debiut konwentowy miał miejsce w 2010 roku. No ale ok, dajmy jej szansę, może wywiąże się ciekawa dyskusja? Niestety, prowadząca na podstawie jej osobistych doświadczeń konwentowych wysnuwała takie tezy, że nie mogło to pozostać bez reakcji w wielu przypadkach, bądź co bądź, starszej publiczności. Wspomnę tylko kilka ciekawych stwierdzeń. Lucy jest święcie przekonana, że w 2010 roku (i wcześniej) nie było ochrony na konwentach, cosplayerzy nie używali peruk, konwentowicze nie wozili ze sobą karimat czy materacy. Uczestnicy usłyszeli też, że robienie konwentów na dwie szkoły nie wypala (sam byłem na dwóch konwentach zaprzeczających tej tezie), a anime.com.pl upadł dlatego, że pojawił się facebook. Generalnie prowadząca wylewała żale, jak to jest/było źle i że konwenty w ogóle są do kitu. Wyraźnie niezadowolony uczestnik dyskusji zapytał Lucy w połowie czasu przeznaczonego na ten panel, jak się nazywa atrakcja, na którą przyszliśmy. Chyba nie zrozumiała, co nim motywowało, bo dalej kontynuowała swoje wywody, które trudno było nazwać dyskusją. Najzabawniejszym momentem było, gdy wspomniała, że teraz to ludzie zgłaszają atrakcje na konwenty tylko po to, by wejść za darmo na imprezę. Miałem nieodparte wrażenie, że mówi o sobie, choć nie zdaje sobie z tego sprawy.

Po wywodach nieszczęśliwej konwentowiczki przyszedł czas na "Niesprawiedliwy konkurs wiedzówkowy - lata 80. i 90." prowadzony przez Red Riot. Choć atrakcja według planu miała trwać dwie godziny, prowadzący zapowiedział, że powinno to nam zająć maksymalnie pół godziny. Już na samym początku była niespodzianka. Pierwsze pytanie było z "Hobbita", którego nijak nie można było wpasować w lata 1980-1999. Co więcej, konkurs odbywał się w sali o nazwie konkursowa-mangowa, w bloku tematycznym mangowym, dlatego pytanie o bohaterów tolkienowskich tym bardziej zaskoczyło uczestników. Prowadzący jednak nic sobie z tego nie robił. Wszyscy musieli udzielić odpowiedzi na blisko setkę pytań każdy z przeróżnych dziedzin - film, muzyka, anime i wiele innych. Pojawiały się też pytania spoza tytułowego przedziału czasowego. Konkurs był jak najbardziej niesprawiedliwy, ale trudno mieć o to pretensje do prowadzącego, jeśli na samym początku nas o tym uprzedził. Po blisko trzech godzinach konkursu trzy osoby ex aequo zajęły pierwsze miejsce. Jedną z nich byłem ja, co pozwoliło mi zdobyć 20 punktów waluty konwentowej. Niestety z powodu przedłużenia tej atrakcji nie zobaczyłem panelu, który zaplanowałem sobie na zamknięcie dnia konwentowego. Po konkursie udaliśmy się z narzeczoną na spoczynek.

Wspomnę jeszcze, że w sobotę kilkakrotnie zaglądaliśmy do games roomu, w którym przy niemal każdej naszej wizycie był komplet graczy. Gdy udało nam się znaleźć wolną ławkę, rozegraliśmy partię gry "Munchkin Apokalipsa".

Następnego dnia zawitaliśmy na teren konwentu kwadrans przed dziesiątą. W pierwszej kolejności poszliśmy do sklepiku konwentowego, by wymienić zdobyte 20 pkt. na nagrodę. Mieliśmy do wyboru kubek lub tomik mangi albo pomniejsze nagrody (np. sześć przypinek). Zainteresowała nas jednak koszulka za 30 pkt. i zapytaliśmy o możliwość dopłacenia do koszulki, jako że na niejednym konwencie organizatorzy pozwalają na to użytkownikom. Ponieważ dyżurujący w sklepiku helper nie potrafił nam pomóc oraz nie posiadał numeru telefonu do organizatorów (co wydało mi się dziwne), poprosił o nasze przyjście w późniejszym czasie, a on do tej pory miał się dowiedzieć, czy jest możliwość wymiany punktów z dopłatą na nagrodę.

Udaliśmy się więc do herbaciarni na dość ciekawie zapowiadający się panel o herbacie prowadzony przez znane nam z poprzedniego dnia pokojówki. Po kwadransie oczekiwania na rozpoczęcie atrakcji podszedłem do jednej z prowadzących i dowiedziałem się, że czekają na sprzęt niezbędny do poprowadzenia panelu oraz że muszą z koleżanką coś poprawić w przygotowanych materiałach. Po kilku kolejnych minutach bezczynności opuściliśmy z narzeczoną herbaciarnię.

Zajrzeliśmy do sklepiku, gdzie helper zacytował nam udzieloną przez jedną z organizatorek odpowiedź na zadane przez nas pytanie. W dość niecenzuralny sposób powiedziała, że mamy kopulować. Stanęliśmy przed trudną decyzją, bowiem punkt 24 regulaminu konwentu wyraźnie nakazuje nam wykonywać polecenia organizatorów. Przyznam szczerze, że jeszcze na żadnym konwencie nie zostałem w ten sposób potraktowany. Przecież wystarczyłoby powiedzieć, że nie ma możliwości dopłaty do nagrody i my byśmy zaakceptowali decyzję organizatorów. Nie trzeba było być aż tak wulgarnym wobec uczestników. Mieliśmy ochotę opuścić imprezę, jednak po spacerze na świeżym powietrzu wróciliśmy do herbaciarni.

Z godzinnym poślizgiem rozpoczął się panel o herbacie. Od dwóch dobrze przygotowanych prowadzących dowiedzieliśmy się m.in. o istnieniu herbat żółtej i niebieskiej, która z herbat jest najzdrowsza, a która najszlachetniejsza. Poznaliśmy też zwyczaje towarzyszące piciu herbaty w różnych zakątkach świata. Po zakończeniu tej atrakcji pozostaliśmy w tym samym pomieszczeniu, bowiem jako następna miała być atrakcja zatytułowana "Jak zacząć pisać". Dowiedzieliśmy się jednak, że będzie to panel dyskusyjny z nastawieniem na wypowiadanie się publiczności. Ponieważ czegoś innego się spodziewaliśmy, ewakuowaliśmy się jeszcze przed rozpoczęciem panelu. Po krótkiej naradzie poszliśmy do sklepiku wymienić punkty na kubek, by po chwili udać się na zwiedzanie Sopotu.

Tegoroczna edycja Baltikonu miała dwie twarze. Z jednej strony przeważały dobrze przygotowane atrakcje. Pracownicy naukowi Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w sposób ciekawy łączyli elementy psychologii z tematyką konwentu. Pokojówki z herbaciarni na trzech panelach w ciekawy sposób opowiadały o Dalekim Wschodzie. Mniej udane były atrakcje prowadzone przez wydawałoby się bardziej doświadczonych prowadzących, z dwoma opisanymi powyżej antywzorami na czele, o których mam zamiar wspomnieć na innym konwencie w tym roku. Dużo gorzej konwent wypadł pod względem organizacyjnym. Przy nominalnej cenie wejściówki 45 zł organizatorzy zaoferowali bardzo mało. Jakość tego, co dali od siebie (czyli generalnie wszystko oprócz atrakcji) była dość niska - jeden z najgorszych informatorów (brak treści!), jakie widziałem, brak identyfikatorów, brak opisów atrakcji, brak podstawowych informacji, helperzy i organizatorzy albo nie chcieli, albo nie mogli pomóc, nie potrafili wskazać osoby, do której można się zwrócić. Komunikacja z organizatorami kulała zarówno przed konwentem jak i podczas imprezy. Do tego jednostkowy przypadek chamskiego potraktowania użytkowników przez organizatorów był na tyle silny, by zaważyć na ocenie konwentu.

*Aktualizacja: Imię i nazwisko prowadzącego atrakcję zmieniłem na jego prośbę.